07-04-2023

Japonia

Dwa tygodnie temu wróciłam z kraju kwitnącej wiśni, czyli Japonii. Nie był to kierunek, który jest na mojej liście kierunków TOP do zobaczenia, ale namówili mnie znajomi i zdecydowałam się na tą wyprawę. I nie żałuję, wcale, a wcale :-) !!!!

Po namyśle wspólnie ustaliliśmy, że wybierzemy się na zorganizowaną wycieczkę objadową JAPONIA - W KRAINIE GEJSZ I SAMURAJÓW. Dlaczego zorganizwoana, a nie wyjazd indywidualnie przygotowany przeze mnie? A no z wielu powodów:

* słyszłam, że Japończycy prawie nie mówią po angielsku - i to jest fakt, potwierdzam. Trudno się z nimi prozumieć inaczej niż na migi i dzięki obrazkom np. zdjęć potraw w restauracji.

*ciężko jadąc pierwszy raz indywidualnie, w ciągu 12 dni zobaczyć w tak krótkim czasie tyle rzeczy, co podczas zorganizowanej wycieczki objazdowej (patrzymy tu na budżet, prędkość i sposób dodtarcia do danego miejsca, zakwaterowanie itp.).

* mając lokalnego przewodnika Japończyka i pilota mówiącego w j. polskim nie trzeba się martwić o podstawowe rzeczy typu np. " Jak dojadę ? :-)"

Do Tokio lecieliśmy rejsowymi liniami Emirates Airilnes z przesiadką w Dubaju. Sam lot bez uwzgędnienia czasu oczekiwania na lotnisku transferowym wyniósł 17 godzin. Biorąc pod uwagę zmianę czasu 8h  pomiędzy Polską a Japonią, to było wyzwanie. Jednak dzięki temu, nie musieliśmy z Osaki wracać spowrotem do Tokio, tylko mieliśmy więcej czasu na zwiedzanie odlotowej w moimi odczuciu Osaki.

(P.S. Obecnie do Tokio lata bezpośrednio nasz polski LOT i przelot trwa ok. 13 h, bilety są jednak dużo droższe.)

Może to śmieszne, ale pierwszym moim zdjęciem jakie zrobiłam w Japonii, to była toaleta i jej panel sterowania na lotnisku Narita w Tokio. Nie widziałm jeszcze takiego cuda, a zdjęcie zrobiłam dlatego, że każdy przycisk na panelu miał też napisy po angielsku, co jak się okazuje, bardzo się później przydało do obsługi,  tego jakże niezbędnego do naszego funkcjonowania urządzenia ;-).

Odprawa i odbiór bagażu trwały dość długo ze względu na spore kolejki. Ci którzy zapisali się w aplikacji https://www.vjw.digital.go.jp i wypełnili wszystkie formularze przed wylotem, mieli zdecydowanie ułatwioną procedurę i dzięki temu udało nam się dość sprawnie przejść wszystkie kontrole. Głownie dzięki samoobsługowym stanowiskom kontroli. Po tak długiej podróży, nie mieliśmy na nic siły tylko dotrzeć do hotelu i póść spać. Kiedy my o 20:00 czasu lokalnego kwaterowaliśmy się w pokojach w Polsce była 12:00  w południe.

W Tokio spędziliśmy trzy noce, ale na samo zwiedzanie miasta mieliśmy niewiele czasu, bo jeden dzień i 2 wieczory.

Tokio - położone jest na południowo-wschodnim wybrzeżu wyspy Honsiu na powierzchni 2 194 km². Stolica i zarazem największe miasto Japonii liczące prawie 14 milionów mieszkańców. Jest to również największy obszar metropolitalny na świecie liczący 38 305 000 mieszkańców. Nazwa Tōkyō oznacza „Wschodnią Stolicę”. Do 1868 roku miasto nazywało się Edo.

Czy miasto zrobiło na mnie wrażenie? I tak i nie, może dla dlatego, że pogoda była kiepska i nie było dużo czasu, aby zobaczyć wszystko co by się chciało.

Najważniejsze punkty programu zostały zaliczone:

*dziedziniec przed Pałacem Cesarskim - siedziba władcy Japonii. Obecny pałac cesarski został wzniesiony na miejscu dawnego Zamku Edo, który był siedzibą szogunów rodu Tokugawa, panujących w latach 1603–1867.

To chyba zrobiło na mnie najmniejsze wrażenie, gdyż kawałek Pałacu widoczny był tylko z daleka i bliżej pałacowych bram nie można było podejść. Pałac Cesarski jest dostępny dla wszystkich tylko dwa dni w roku: w urodziny cesarza oraz z okazji Nowego Roku (2 stycznia). Rodzina cesarska ukazuje się wówczas na oszklonej werandzie Pawilonu Recepcyjnego. Można  również zwiedzać kompleks pałacowy z przewodnikiem, za uprzednią rezerwacją biletów przez Agencję Dworu Cesarskiego.

* świątynia tzw. chram ( miejsce kultu w japońskiej religii shinto)  Meiji Jingu - poświęcona dawnej rodzinie cesarskiej wraz z przepiękną bramą torii, która wg. wierzeń shintoistycznych oddziela sferę sacrum od profanum. Tradycyjnie chramy shintō buduje się z drewna, bez użycia gwoździ. Co jakiś czas chramy są przebudowywane (przeważnie co 20 lat) na podstawie pierwotnego projektu. W Japonii jest około 80 tys. takich świątyń. Cały kompleks położony jest w tokijskiej dzielnicy Shibuya, w otoczeniu pięknego, wiecznie zielonego, świętego lasu. Ponieważ las jest uważany za święty, od czasu jego powstania człowiek nie może ingerować w jego drzewostann. Kiedy drzewa się przewracają, zostają pozostawione takimi, jakimi są. Prawie tak jak w naszych rezerwatach tworzonych w parkach narodowych.

Chram Meiji Jingu jest popularnym miejscem zawierania ślubów, obchodzenia święta dzieci, ceremonii osiągnięcia dorosłości i składania pierwszych noworocznych wizyt. Japończycy w Nowy Rok modlą się o szczęście i opiekę bogów w nadchodzącym roku. Kupuje się wtedy nowe amulety "o-mamori",  o różnym „działaniu” np. chroniące przed chorobą, wypadkami samochodowymi, mającym zapewnić zdrowie, znalezieniu właściwego partnera życiowego i powodzeniu w małżeństwie itp. Stare o-mamori są oddawane do świątyń do spalenia.

Te amulety nie dość, że mają boskie działanie, to jeszcze są pięknie wykonane: z drena, paieru i z materiału z pięknie haftowanymi wzorami. Również i ja nie mogłam oprzeć się urokwi tego miejsca i duchowej atmosferze, jaka tam się roztaczała i zakupiłam jeden z amulecików. Teraz żałuję, że tylko jeden :-(

*pod koniec dnia odwiedziliśmy najbardziej ruchliwe skrzyżowanie na świecie zwane Shibuya crossing oraz pomnik psa Hachiko, który przez 10 lat czekał na swojego pana przy stacji metra. Wieczorem odbyliśmy spacer po dzielnicy czerwonych latarni oraz wjechaliśmy na punkt widokowy Tokyo Metropolitan Government Building w biznesowej dzielnicy Shinjuku.

Kolejnego dnia atrakcją był przejazd kolejką podmiejską do Kamakura, miasta położonego 50 km na południowy zachód od Tokio, które było siedzibą rządu w okresie XII - XIV w.. Pogoda była kiepska, gdyż mocno padało, dlatego wykonany z brązu Wielki Budda, wysoki na ponad 13 m oraz świątynie Hase i Tsurugaoka Hachimangu nie zrobiły na mnie oszałamiającego wrażenia, chociaż ogrody nawet w czasie ulewy prezentowały się przepięknie. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, pogoda kiepska skierowała nas do lokalnej kawiarni na pyszny japoński deser i macha latte, czyli sproszkowaną zieloną herbatę z mlekiem. Macha towarzyszyła nam przez całą podróż po Japonii, nie sposób było jej nie pić, nawet jak ktoś nie jest jej miłośnikiem, tak jak ja ;-).

Po powrocie do Tokio, zmarznięte szukałyśmy jakiejś smacznej kolacji w pobliżu hotelu. Udało się znaleźć lokalną restaurację, nie drogą i pełną klientów. Po 10 minutowym oczekiwaniu udało się znaleźć stolik, no i tu klopssss.....kelner nie mówiący w żadnym nam znanym języku :-( Na szczęście wręczył nam tablet, gdzie było menu również w j. angielskim i można było zamówić poprzez urządzenie mobilne. Jednak to nie jest to samo, co porada obsługi. Po obrazkach i skromnym angielskim opsie udało się zamówić dania. Były to trochę strzały w ciemno, ale nie żałujemy. Najbardziej przewidywalne były napoje, czyli ichniejsza wódka ryżowa - sake oraz piwo.

Na kolejny dzień czekałam z podekscytowaniem, gdyż mieliśmy w planach wjazd na punkt widokowy położony na 2300 m. n.p.m., skąd mieliśmy oglądać wulkan Fuji. No jak to czasami bywa, człowiek czeka, czeka, wyobraża sobie jak to będzie, a tu a psiik, pogoda zrobiła nam psikusa i Fuji zasłane było chmurami. Trochę było to rozczarowujące, że na zdjęciach i filmach góra wygląda tak imponująco, a gdy się już tam dojedzie ma focha i zasłania się płaszczem utkanym z chmur. Fuji to najwyższa góra Japonii o wysokości 3776 m.n.p.m. i czynny wulkan, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO jako obiekt dziedzictwa kulturowego – święte miejsce i źródło artystycznej inspiracji. Ta święta góra dla wyznawców shinto w lipcu i sierpniu otwarta jest dla turystyki pieszej. Ci którzy lubią górskie wędrówki mają do wyboru kilka szlaków, którymi mogą wspiąć się na sam szczyt.

W tym dniu nie pozostało nam nic innego jak plan B i przejazd kolejką linową do wulkanicznej doliny Owakudani, znanej z gorących źródeł, fumaroli siarkowych i wrzących stawów. Jadąc kolejką w górę ogląda się rozległy, ponury kawałek lądu, skąd w różnych miejscach  widać białe słupy dymu unoszące się z nagiej powierzchni góry.

Owakudani (Wielka Wrząca Dolina) to jeden z najsłynniejszych punktów widokowych w Hakone, gdzie można obserwować intensywną aktywność wulkaniczną z bliska. Mówi się, że miejsce to powstało dzięki erupcji góry Hakone, która miała miejsce prawie 3000 lat temu. Specyficzny zapach siarki, który rozprzestrzenia się po całym obszarze, był powodem nazwania tego miejsca w przeszłości Jigokudani (Doliną Piekieł). Zapach roztaczający się w tej dolinie kojarzy się z zapachem zepsutych jaj... fuuujjj, trzeba się przyzwyczaić do tej woni, chcąc chwilę popodzowiać to wulkaniczne arcydzieło. I jak to w życiu bywa,  na to wszystko tubylcy jako lokalną specjalność oferują kuro-tamago, czyli czarne jaja :-). Kuro-tamago to kurze jaja gotowane w naturalnych gorących źródłach Owakudani. Siarka w wodzie sprawia, że skorupki jaj stają się czarne jak węgiel. Mówi się, że zjedzenie jednego  kuro-tamago wydłuża życie o siedem lat. Nic wiec dziwnego, że krajem, w którym ludzie żyją najdłużej na świecie jest Japonia :-) . Po tak ekscytującym dniu dotarliśmy do przepięknej miescowości Atami i do hotelu, w którym wszystkie pokoje miały bezpośredni widok na Ocean Spokojny.

Atami dzięki swojemu położeniu i walorom naturalnym jest popularnym kurortem turystycznym zanym już od VIII wieku z gorących źródeł - onsen, które to źródła mają w większości właściwości lecznicze. Na onsenach zbudowano publiczne łaźnie - sento i baseny. Prawie każdy hotel w tej miejscowości posiada sento, ale łaźnie publiczne otwarte są dla wszystkich w całe Japonii. Dla Japończyków kąpiele to rytułał, miejsce relaksu, wypoczynku, ale też spotkanie z przyjaciółmi. Mieszkańcy kraju kwitnącej wiśni są chyba jednym z nielicznych narodów, które tak bardzo dbają o własną czystość i higienę.

W każdym sento i onsen obowiązują ściśle określone zasady:

  • W szatni rozbieramy się do naga i zostawiamy wszystkie rzeczy, łącznie z telefonami (zakaz filowania i robienia zdjęć). Bierzemy mały ręczniczek i przechodzimy do pomieszczenia prysznicowego.
  • W pomieszczeniu prysznicowym, czekają na nas krzesełka, gdzie można usiąść i się umyć przed wejściem do onsen / sento. Znajdziemy tam cały zestaw kosmetyków do mycia. Po wyszorowaniu swojego ciała, jesteśmy gotowi do wejścia do łaźni :-)
  • Woda w onsenie jest bardzo ciepła i w większości wynosi około 40 * C. Dlatego zaleca się przebywanie w takim zbiorniku - furo nie dłużej niż 15-20 minut.
  • Kąpiel w  furo służy wyłącznie do moczenia się. Najlepiej zanurzyć się w wodzie do ramienia. Nie wolno chlapać wodą, pływać,  a włosy nie powinny dotykać wody.
  • W większości onsenów i sento istnieje podział ze względu na płeć, ale w większości bardzo starych onsenów / sento kąpiele są koedukacyjne. Do tych ostatnich z reguły nie wpuszcza się cudzoziemców.
  • Po wyjściu z kąpieli nie ma konieczności opłukania się, należy wytrzeć się do sucha przed przejściem do szatni.
  • Do onsenów do tej pory był zakaz wchodzenia dla osób, które mają tatuaże, które to kojarzą się ze słynnym japońskim gangiem Yakuza.

http://www.tsurunoyu.com/english.html

Po kąpielach przyszedł czas na wiatr we włosach i przejazd koleją szybkich prędkości, czyli japońskim Shinkasenem, który osiąga prędkość do 320 km/h przewożąc pasażerów przez swój kraj. Miałam okazję jechać pociagiem, którego prędkość operacyjna wynosi 300 km/h i powiem ... fajne uczucie :-). Jeszcze chyba bardziej interesujące, jest bycie naocznym świadkiem i stojąc na peronie patrzeć, jak taki pociąg śmiga przez stację z tak zawrotną predkością, że nie jesteś w stanie zdążyć wyciągnąć aparatu, aby zrobić zdjęcie. No cóż, na taką kolej musimy jeszcze długo poczkać w naszym kraju :-( . Nie tylko prędkość w tych pociagach jest imponująca, również ich punktualność i precyzja zatrzymwania się w wyznaczonych miejscach, gdzie podróżni wsiadają i wysiadają. Pociągi te, nie spóźniają się ani minuty i nie czekają na peronie, bo ktoś spóźniony biegnie i chce wsiąść do ostatniego wagonu. Nie, tu nie ma takiej opcji ;-)

Szóstego dnia naszej wycieczki, oprócz takich atrakcji jak shinkansen i piękna słoneczna pogoda, czekała na nas niespodzanka. W oczekiwaniu na pociąg do Kioto na stacji przesiadkowej Mishima naszym oczom ukazała się majestatyczna góra Fuji. Nie mogłam się na nią napatrzeć, tak był piękna. Jeszcze przez jakiś czas jadąc pociągiem, żegnała nas,  prezentując się w słońcu w swojej białej śniegowej czapie. W tak wspaniałym nastroju dojechaliśmy do pięknego masta Nara.

Nara była pierwszą stolicą Japonii i siedzibą dworu cesarskiego w latach 710–740 oraz 745–784. Po przeniesieniu stolicy do Kioto miasto stało się ważnym ośrodkiem klasztornym. I to właśnie 2 z 7 ważnych kompleksów świątynnych zwiedzaliśmy w tym mieście.

  • Buddyjski kompleks świątynny Todaiji z największym drewnianym budynkiem świata Pawilonem Wielkiego Buddy, w którym na pierwszym planie króluje wysoki na 16,2 m posąg siedzącego Buddy. Świątynia została wpisana na światową listę dziedzictwa kultury UNESCO i jest również  główną siedzibą buddyjskiej szkoły kegon.
  • Wielki shintoistyczny chram Kasuga z VII w. poświęcony bóstwom, które mają chronić miasto. Idąc w stronę świątyni drogę do niej wskazuje ponad 1000 kamiennych latarni, a ok. 1600 latarni z brązu, wisi w koło świątynnego kompleksu. Wszytkie latarnie zostały podarowane przez wiernych i są zapalane dwa razy w roku, podczas festiwali: w lutym z okazji święta wiosny i w sierpniu z okazji święta o-bon.

Niewątpliwie wielką atrakcją tego kompleksu są jelenie wschodnie - sika, które swobodnie spacerują sobie po parkowych kompleksach świątynnych. Są oswojone i nie boją się tabunów turystów, którzy przewijają się codziennie przez te miejsca. Można sobie z nimi zrobić zdjęcie, pogłaskać, nakarmić, a także niepostrzeżenie nadepnąć na klika jelenich bobków ;-). Niech jednak Was nie zwiedzie ich milusiński wygląd, jak są głodne, wkurzone lub ciekawskie to potrafią podgryźć, kopnąć, wyrwać papierowy przewodnik z ręki lub zajrzeć do torebki :-). Jelenie w tradycji shinto uważane są za posłańców bogów. Legenda głosi, że bóg Takemikazuchi przybył na bialym jeleniu do Kasuga, aby zapewnić boską ochronę uwczesnej stolicy kraju Narze. Od tego czasu jelenie przez wieki uważane były za święte i chonione, a za ich zabicie groziła kara śmieci, którą zniesiono dopiero po II wojnie światowej.

Po zwiedzaniu Nary nadszedł czas na piękne nieduże Kioto, którego liczba mieszkańców wynosi ok. 1,78 mln. Na tak niewielkiej powierzchni zobaczyć można wiele przepięknych zabytków wpisanych na listę UNESCO, co nie dziwi, bo Kioto to dawna stolica Japonii i siedziba cesarza. Wszystko co miałam okazję oberzeć w Kioto zrobiło na mnie niesamowite wrażenie.

Po emcjonujacym dniu, późnym popołudniem utknęliśmy w niezłym korku, który posuwał się bardzo wolno w kierunku parkingów położonych u podnóża buddyjskiego kompleksu świątyń Kiyomizu-dera (Unesco). Dzięki temu, że poruszaliśmy się w żółwim tempie wąską uliczką dojazdową i pogoda była dla nas łaskawa, bo było ciepło i słonecznie,  z okien autokaru można było obserwować przydrożne sklepiki z rękodziełem, tłumy lokalnych turystów, w większości poubieranych w kolorowe kimonta, które nadawały jeszcze większego smaczku tej  już pięknie zielonej okolicy. Po dojechaniu do celu, ruszyliśmy w kierunku kompleksu idąc cały czas lekko pod górę wąskim deptakiem. Ludzi było tyle, że nie sposób było swobodnie przejść, a tu jeszcze z prawej i lewej kusiły niezliczone sklepy z pamiątkami i różnego rodzaju lokalnymi przysmakami. Nie wiadomo było na co patrzeć, na ten lokany folklor (kimona, parasolki, wachlarze itp.), ceramikę, sklepy z pałeczkami, sklepy z pamiątkami, boczne uliczki z drzewami już kwitnących wiśni ...tak mnie to wszystko pochłoneło, że nagle ni stąd ni zowąd stanełam przed wielkimi śchodami u stóp wejścia do Świątyni Otowa-san Kiyomizu-dera co oznacza świątynię czystej wody góry Otowa. I tu kolejne WOW ... Światynia znajduje się w połowie drogi na górę Otowa, jeden ze szczytów pasma górskiego Higashiyama we wschodniej części Kioto. Składa się z 30 świątynnych budowli, położonych na sporym 13 ha terenie. Pierwsza świątynia została założona w 778 roku. Jej historia sięga ponad 1250 lat. Jako święte miejsce i centrum kultu bóstwa Kannona. Od momentu powstania kompleksu większość budynków była wielokrotnie niszczona przez pożary. Dzięki pomocy wiernych świątynie były ponownie odbudowywane. Większość obecnych budynków została odbudowana w 1633 roku. W 1944 roku Świątynia Kiyomizu-dera została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO jako jeden z Pomników Historii Starożytnego Kioto. Obok głównego pawilonu znajduje się wodospad Otowa no taki. Jego spadająca woda jest podzielona na trzy strumienie. Wierni wierzą, że picie wody z każdego z nich zapewnia inny dobrostan: długowieczność, sukcesy w nauce, szczęście w miłości. Pić jednak należy tylko z jednego miejsca, gdyż inaczej pijący będzie uważany za zachłannego i pazernego ;-). Warto odwiedzić również świątynię Jishu, poświęconą Ōkuninushi, bogu miłości i „szczęśliwych par”. Obok budowli znajdują się 2 kamienie, położone w odległości 10 metrów jeden od drugiego. Legenda głosi, że jeżeli samotna osoba przejdzie z zamniętymi oczami od jednego kamienia do drugiego, to znajdzie prawdziwą miłość :-).  Kiyomizu-dera  zachwyciła mnie pięknem przyrody i perfekcyjnym wkomponowaniem obiektów wśród różnorodną zieleń. Tarasy widkokowe pozwalają oglądać ten kompleks z różnych miejsc, a przy zachodzie słońca podziwiać kładące się do snu Kyoto. Spacerując ścieżkami od świątyni do światyni można odpocząć i cieszyć dobrą energią tego miejsca. Kolory są tu z każdej strony inne, dlatego zdjęć narobiłam masę :-0. Padnięta po tak ekscytującym zwiedzaniu dotarłam do hotelu w Kyoto, gdzie na szczęście czekała już na nas smaczna kolacja.

Rankiem pojechaliśmy do Świątyni Złotego Pawilonu - Kinkaku-ji, przepięknej świątyni, której ściany pokryte są płatkami złota i położonej nad stawem Kyōko-chi, na terenie ogrodu utworzonego w stylu kaiyū-shiki tzw. ogrodu spacerowego. Historia Złotego Pawilonu sięga początków XII wieku, w którym to okresie budynek pełnił funkcję willi, w której mieszkała rodzina arystokratów z rodu Saionji. W XIV w. willa przeszła w ręce sioguna z rodu Ashikaga, któremu architektura i ogrody tego kompleksu maiły przywoływać raj na ziem. W tamtych czasach willa cieszyła się dużą popularnosćią znamientych gości, którzy przybywali w odwiedziny szukając spokoju, oddając się kulturalnym rozrywkom jak czytanie poezji itp. Po śmierci shoguna Yoshimitsu willa została zgodnie z jego wolą zamieniona w świątynię. W 1950 roku świątynia Zlotego Pawilonu została podpalona i doszczętnie spłonęła. Odbudowano ją po 5 latach, a w 1987 r. ściany zewnętrzne pokryto płatkami złota. Obecnie nawet w pochmurną pogodę nie sposób przejść obojętnie obok tego dzieła sztuki. Złote odbicie świątyni w tafli wody oraz wzorowo zaprojektowany każdy element ogrodu sprawiały, że pomimo iż nie byłam sama w tym miejscu, miłam wrażenie, że odpoczywam i relaksuję się w cienu tej japońskiej harmonii. Polecam to miejsce każdemu.

 

 

 

 

Newsletter Zapisz się i bądź na bieżąco z nowościami i ofertami specjalnymi